niedziela, 31 lipca 2011

Jenson Button wygrywa swoje jubileuszowe, 200. Grand Prix

Jenson Button z McLarena jeszcze raz udowodnił, że niewielu ma równych sobie jeśli chodzi o taktykę i płynność jazdy, w znakomitym stylu wygrywając Grand Prix Węgier. To zwycięstwo musi smakować szczególnie, bowiem było to 200. GP "Guzika". Mistrz świata z 2009 roku wygrał po raz drugi w tym sezonie. Ale w klasyfikacji mistrzostw świata Sebastian Vettel (dziś drugi) wciąż jest daleko z przodu.

Pasjonujący spektakl na znanym z "procesji" Hungaroringu zaczął się od deszczu, który zniwelował stratę drugiego w kwalifikacjach Hamiltona, wynikającą z zajęcia miejsca po "brudnej" stronie toru. Tylko doskonałemu wyjściu z bloków Buttona Vettel zawdzięcza to, że Lewis nie usiadł mu na ogonie od razu po starcie, a dopiero po czterech okrążeniach. Piorunującym startem popisały się Mercedesy, za to zaspały Ferrari. Myślami w garażu był zwłaszcza Alonso, który na pierwszych kółkach raz po raz zaliczał drobne "wycieczki" poza tor. Za to raz, a dobrze, poza trasę wypadł Massa - kontakt z barierą lekko uszkodził tylne skrzydło Ferrari, ale Brazylijczyk pognał dalej nie tracąc zbyt wiele dystansu.
Wbrew utartej serii zwycięstw z pole positions, Vettel tym razem długo nie poprowadził
Na szóstym okrążeniu Hamilton poradził sobie z Vettelem i błyskawicznie zbudował kilkusekundową przewagę. Trzeci był Button, a za jego plecami walczyli Alonso, Rosberg, Massa i Webber. Ostatnia dwójka na 11. okrążeniu rozpoczęła serię zmian po opony na suchą nawierzchnię; dzięki serii zjazdów po raz pierwszy od 2006 roku na prowadzeniu znalazł się Michael Schumacher! Po chwili jednak wszystko wróciło do "normy", a na pierwszych zjazdach najwięcej skorzystał Button. Dobre tempo na supermiękkiej mieszance pozwoliło mu łatwo uporać się z Vettelem, który wyglądał na sporo wolniejszego od obu McLarenów, wyraźnie nadających ton rywalizacji na Hungaroringu.

Tuż przed drugą serią zjazdów sytuacja w czołówce była stabilna. Pierwszy jechał Hamilton, około 9 sekund za nim Button, który na 13. okrążeniu ładnie objechał Vettela. Jego z kolei nie był w stanie ugryźć Webber. Problemy z dogrzaniem opon miał Alonso i zapowiadający "tryb ataku" Hiszpan ugrzązł na piątym miejscu. Na 26. okrążeniu dramatyczne momenty przeżył Nick Heidfeld. Jego Lotus Renault stanął w płomieniach zaraz po wyjeździe z alei serwisowej i Niemiec musiał udowodnić, że kierowcy F1 faktycznie potrafią się ewakuować ze swojego auta w mniej niż pięć sekund. Skończyło się na strachu, ale niewiele brakowało, a w ściągane do boksu przez aleję serwisową (!) auto uderzyłby Sebastian Vettel.
"Szybki Mikuś" chyba nigdy tak szybko nie wysiadał z bolidu. Fatalna passa Lotus Renault trwa w najlepsze
W międzyczasie swoje opony "zarżnął" Lewis Hamilton, stwarzając starszemu koledze z zespołu kolejną okazję do pokazania, jak jeździć i szybko, i efektywnie. Dwa okrążenia więcej w dobrym tempie i Jenson był już tylko ok. 2 sekund za Lewisem. W identyczny sposób różnicę do Webbera zredukował Alonso. Manewr ten Asturyjczyk powtórzył pod koniec kolejnego stintu po raz drugi "przetrzymując" Kangura, którego na torze wyprzedzić nie mógł.

W okolicach czterdziestego okrążenia zaczęło się robić ciekawie. Prowadzący Hamilton "zaboksował" po kolejny komplet supermiękkich gum, podczas gdy Button i Vettel wybrali twardszą mieszankę. Gdy niemal od razu po wyjeździe z boksu Jenson zanotował świetny czas okrążenia stało się jasne, że Hami będzie w tarapatach. Dystans między McLarenami malał w oczach i wtedy na torze pojawiły się krople deszczu! Z miejsca odczuł je Hamilton, który stracił kontrolę nad bolidem zaliczając efektowny piruet i tak na 47. okrążeniu Button znalazł się na czele wyścigu.
Button na miękkich oponach przed Hamiltonem na supermiękkich - i puzzle Jensona zaczęły się układać
To nie był koniec złych wiadomości dla Lewisa. Powracając do walki po wspomnianym błędzie Brytyjczyk zajechał drogę Paulowi Di Reście, zmuszając kierowcę Force India do przetestowania, jak bolid F1 zachowuje się na mokrej trawie. Nie spodobało się to sędziom, którzy mieli ukarać Hamiltona karą przejazdu przez boksy. Póki co jednak obaj kierowcy McLarena raz po raz zmieniali się na prowadzeniu w fascynującej, bratobójczej walce na coraz bardziej śliskim torze. Za ich plecami czaił się Vettel, z bezpieczną przewagą nad Webberem i Alonso.

W końcu "pas" temu baletowi na mokrym powiedział Lewis, na 50. okrążeniu zakładając opony przejściowe. To samo zrobili Webber i jadący na szóstym miejscu Nico Rosberg. Na torze pozostali za to Button, Vettel i Alonso. Po kilku rundach okazało się, że tor przesycha i stało się jasne, że liderująca trójka nie będzie już musiała odwiedzać mechaników. Karę poniósł za to Hamilton, który po karnym przejeździe przez aleję serwisową spadł aż za Felipe Massę i Marka Webbera (czyli na 6. miejsce).
Arcyrywale z 2009 roku znów razem na podium. Obaj mieli powody do zadowolenia - Button uczcił jubileuszowe GP w najlepszy możliwy sposób, a Vettel zrobił kolejny krok w stronę obrony tytułu
Kierowca, który jeszcze 20. okrążeń temu miał wyścig pod kontrolą, nagle znalazł się poza walką o podium. To sprawiło, że momentalnie zapomniał o powtarzanych po zwycięskim GP Niemiec zapewnieniach o "kontrolowanej agresji" i znów zaczął jechać starym, dobrym (?) "hamiltonem". Bez trudu poradził sobie z Massą a potem w kapitalny sposób wykorzystał zawahanie Webbera podczas ataku na tradycyjnie przetrzymującego opony Kobayashiego, wskakując na czwartą pozycję. Więcej jednak nie był już w stanie zrobić - do trzeciego Alonso tracił ponad pół minuty.

W pierwszej trójce nie działo się nic. Najszybszy na torze Button szybko odjechał Vettelowi na niemal dziewięć sekund. Seb szybko zdał sobie sprawę, że pogoń za kierowcą McLarena jest bezcelowa i spokojnie dowiózł do mety drugie miejsce. Dla odmiany pod koniec wyścigu rozszalał się Alonso, odrabiając do lidera mistrzostw po sekundę na okrążeniu. Próba ta była jednak z góry skazana na niepowodzenie - Hiszpanowi najzwyczajniej w świecie zabrakło dystansu.
McLaren znów na pomarańczowo - czy uda im się kontynuować passę po letniej przerwie?
Po 70. okrążeniach pierwszy na metę wpadł rozradowany Jenson Button. Równie zwycięski mógł się czuć Vettel, który ponownie powiększył przewagę nad Alonso. Godne odnotowania były siódma lokata Di Resty i zwłaszcza ósme miejsce startującego z 23. pola (!) Buemiego. Alguersuari także ukończył wyścig w punktach, za to słabo spisały się Saubery i - tradycyjnie już - Williamsy. Po serii dobrych wyścigów dopiero 14. był Adrian Sutil. Na drugim biegunie był Daniel Ricciardo, który po zaledwie trzech przejechanych wyścigach pokazał plecy nie tylko koledze z HRT - Liuzziemu, ale i Jerome'owi D'Ambrosio z Virgin. Do mety nie dojechał za to żaden z bolidów Lotusa, w autach zarówno Kovalainena, jak i Trullego posłuszeństwa odmówiły chłodnice.

Wyniki GP Węgier:
  1. Jenson Button (McLaren)
  2. Sebastian Vettel (Red Bull) + 3.588
  3. Fernando Alonso (Ferrari) + 19.819
  4. Lewis Hamilton (McLaren) + 48.338
  5. Mark Webber (Red Bull) + 49.742
  6. Felipe Massa (Ferrari) + 1:17.176
  7. Paul Di Resta (Force India) + 1 okrążenie
  8. Sebastian Buemi (Toro Rosso) + 1 okrążenie
  9. Nico Rosberg (Mercedes) + 1 okrążenie
  10. Jaime Alguersuari (Toro Rosso) + 1 okrążenie
  11. Kamui Kobayashi (Sauber) + 1 okrążenie
  12. Witalij Pietrow (Renault) + 1 okrążenie
  13. Rubens Barrichello (Williams) + 2 okrążenia
  14. Adrian Sutil (Force India) + 2 okrążenia
  15. Sergio Perez (Sauber) + 2 okrążenia
  16. Pastor Maldonado (Williams) + 2 okrążenia
  17. Timo Glock (Virgin) + 4 okrążenia
  18. Daniel Ricciardo (Hispania) + 4 okrążenia
  19. Jerome D'Ambrosio (Virgin) + 5 okrążeń
  20. Vitantonio Liuzzi (Hispania) + 5 okrążeń
Nie ukończyli: Kovalainen (defekt chłodnicy), Schumachera (defekt skrzynii biegów), Heidfeld (pożar), Trulli (defekt chłodnicy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz