poniedziałek, 14 maja 2012

Pożar w garażu Williamsa podczas świętowania GP Hiszpanii

Zdjęcie powyżej obiegło wczoraj świat F1. Aż włos się na głowie jeży. W kilkadziesiąt minut po tym, jak Pastor Maldonado zszedł z podium po zwycięskim Grand Prix Hiszpanii, ekipa zebrała się w boksach Williamsa, by świętować sukces. Tradycyjnie przemawiał sir Frank Williams, atmosfera - jak można się domyśleć - była uroczysta i radosna. Do czasu, bo chwilę później garaż zespołu stanął w płomieniach.

Pożar był bardzo gwałtowny, spowodowany najprawdopodobniej - choć to jeszcze zostanie ustalone - zapaleniem się paliwa wypompowywanego z bolidu Bruno Senny. Gęsty, czarny dym spowił pit lane a na pomoc ekipie Williamsa rzucili się koledzy ze wszystkich pozostałych zespołów. Przebywających w boksie ludzi natychmiast ewakuowano. Chwilę później na miejscu zdarzenia pojawili się strażacy.


Film pokazujący dramatyczne zajście w garażu Williamsa
Pożar opanowano, nie obyło się jednak bez poszkodowanych. FIA podała, że przebadanych zostało łącznie aż 31 osób. Czterech mechaników Williamsa i Caterhama oraz jeden Force India trafiło do szpitala z lekkimi zaczadzeniami. Większość z nich spędziła jedynie noc na obserwacji, na chwilę obecną pod opieką lekarzy pozostaje jeszcze jeden członek ekipy z Grove, który doznał także poparzeń. Zostanie on wypisany i wróci do Anglii w ciągu najbliższych dwóch dni.

Zespół poniósł także straty sprzętowe, najbardziej oczywistą jest widoczny na zdjęciu bolid Bruno Senny, "uziemiony" po tym, jak w Brazylijczyka wjechał Michael Schumacher. Jedna z hipotez dotyczących powstania pożaru zakłada, że "współwinny" zaprószenia ognia był system KERS w aucie. Normalnie powinien on być "opróżniony" na okrążeniu zjazdowym, jednak Bruno z oczywistych powodów takowego nie wykonał. Mechanicy poszczególnych zespołów nie raz opowiadali zaś o trudnościach w pracy z KERS-em.
Pit lane spowił gęsty dym i wszyscy rzucili się na pomoc Williamsowi (GP Hiszpanii)
Bez względu na to, co ostatecznie zostanie ustalone, FIA z całą pewnością jeszcze raz przyjrzy się wszystkim przepisom i normom dotyczącym przygotowywania bolidów do transportu. Dobrze, że w tym wypadku skończyło się tak, jak się skończyło. Przy okazji okazało się, jak w razie potrzeby potrafią współdziałać ludzie F1. - "Chociaż incydent był niespodziewany i zdecydowanie niepożądany, pokazał  koleżeństwo i ducha współpracy obecne na padoku" - podsumował sir Williams.

niedziela, 13 maja 2012

GP Hiszpanii: Maldonado zatrzymuje Alonso i odnosi historyczne zwycięstwo dla Williamsa

Ależ ten sezon się układa, po prostu bajka dla fanów Formuły 1. Jak w bajce, w każdym rozdziale są pozytywni i negatywni bohaterowie. Na Montmelo pozytywnym był Pastor Maldonado, który pokazał szybkość, dojrzałość i spokój niewłaściwą "płaconemu kierowcy", za którego do tej pory był uważany. Profesorska, kliniczna jazda Wenezuelczyka pozwoliła mu ograć w bezpośredniej walce samego Fernando Alonso, na jego rodzimej, hiszpańskiej ziemi.

Maldonado startował z pierwszego pola po tym, jak odebrano je Hamiltonowi i przesunięto go na koniec stawki - o tym jednak rozpiszę się osobno. Istotne jest to, że Pastor co prawda start przegrał, ale dystansu do Alonso za dużo nie stracił. A za nim się zakotłowało, bo już na pierwszych metrach oponę przebił Sergio Perez. Prowadzący duet szybko wyrobił sobie przewagę nad Lotusami i Rosbergiem. Słabo spisały się Red Bulle, obaj kierowcy zaliczyli wymiany przedniego skrzydła, a Vettel dodatkowo karę za ignorowanie żółtej flagi.
W boksach znów go nie oszczędzali, ale jechał piękne i walecznie przebijając się z końca stawki (Lewis Hamilton, McLaren MP4/27, GP Hiszpanii)
Hiszpania to nie był tym razem kraj dla ludzi w srebrnych samochodach. Schumacher zaparkował w tyle Bruno Senny, kończąc wyścig dla obu kierowców. Z kolei Rosberg stanowił głównie samobieżną zaporę, przez którą w samej końcówce przebił się jednak rewelacyjny, odważny jak zawsze Kobayashi. Button jechał byle jak i przegrał nawet z Hamiltonem, który walczył, wyprzedzał i zjadał zęby. Opłaciła się wyjątkowo jak na niego agresywna strategia jedynie dwóch postojów. Czołówka jechała na trzy, pokonując większość dystansu na twardych oponach. Wyjątek stanowili kierowcy Lotusa, którzy przejechali po dwa stinty na miękkich, co - jak przyznał na mecie Raikkonen - okazało się błędem, który kosztował go co najmniej drugie miejsce.

Wyścig był bardzo niespokojny, obfitował w wyprzedzania, zwroty akcji i błędy zarówno kierowców, jak i mechaników. Kluczowa dla jego losów była sytuacja, w której Alonso na swym zjazdowym okrążeniu utknął za ignorującym niebieską flagę Picem. Stracił wtedy prowadzenie na rzecz Maldonado choć mechanicy Wenezuelczyka starali się jak mogli, by ich kierowca nie mógł odetchnąć. Ostatnie szesnaście okrążeń to zacięta walka o zwycięstwo. Wydawało się że jadący na świeższych oponach będzie w niej faworytem.
Maldonado ostatecznie udowodnił, że Williams może być szybszy od Ferrari (Pastor Maldonado, Williams FW34, GP Hiszpanii)
Nic z tego - Maldonado nie dość, że inteligentnie odpierał jego ataki, to jeszcze kiedy przyszło co do czego, po prostu od Ferdka odjechał. A Alonso niespodziewanie zobaczył w tylnym lusterku Kimiego Raikkonena, który jeszcze kilkanaście okrążeń temu tracił do liderów ponad piętnaście sekund! Iceman był w ostatnim stincie szalony i kto wie, jak by się to skończyło, gdyby wyścig potrwał nieco dłużej. Ale nie potrwał i z pięknego zwycięstwa cieszył się Maldonado. Kimiemu pozostaje czekać na następny wyścig, zresztą jego ulubiony - GP Monako.

sobota, 12 maja 2012

GP Hiszpanii: Hamilton wygrywa wyścig po śmierdzące jajo

Lewis Hamilton po raz 22. pojedzie z pierwszego pola startowego. Walczył o nie jednak nie z Buttonem, Vettelem, czy Mercedesami, ale Raikkonenem, Alonso i najbardziej sensacyjnie, Maldonado. Z powodu wysokiej temperatury, a co za tym idzie, zużywalności opon, kwalifikacje chwilami przypominały zawody o zaśmierdłe jajo. Niektórzy, jak mistrz świata czy Michael Schumacher, w ogóle nie byli zainteresowani walką w Q3.

W dziesiątce nie znaleźli się w ogóle Button i Webber. Obaj mieli co prawda gotowe wymówki. Odpowiednio: kiepską pracę hamulców i zwykłe gapiostwo. Równie dobrze mogła to być jednak zasłona dymna mająca na celu zaoszczędzenie kompletu miękkich opon. One mogą być w jutrzejszym wyścigu kluczowe, bo czołówka musiała je zakładać już w Q1. Dlatego niekoniecznie wierzę też w rewelacje Jensona o podsterowności. Gdyby naprawdę miał takie problemy z bolidem, czy rozsądne byłoby odpuszczanie treningów w Mugello i nazywanie ich "zbędnymi"?
Cichy bohater kwalifikacji - Pastor Maldonado z Williamsa (Pastor Maldonado, GP Hiszpanii)
Okazało się, że trzy tygodnie to za mało, by w stawce F1 nastąpiła rewolucja. Układ sił pozostał zasadniczo taki sam, z tym, że w tym sezonie oznacza to pasmo niespodzianek i porażki faworytów. Tym razem padło chyba na Mercedesa, którego kierowcy pojadą dopiero z 7. i 9. pola, przy czym Schumacher zaoszczędził wspomniany komplet kół. Pecha miał Bruno Senna, który wyleciał z zakrętu w najgorszym możliwym momencie - pod koniec Q1. W efekcie pojedzie dopiero z siedemnastego miejsca i z boksów oglądał popisy Maldonado.

Gdyby nie Hamilton, Maldonado odniósłby historyczne zwycięstwo w kwalifikacjach, pierwsze dla Williamsa od czasu Nico Hulkenberga w Brazylii (2010). Ale to drugie miejsce jest nawet cenniejsze, bo wywalczone w absolutnie równej walce, bez pomocy deszczu. Być może dzięki temu niektórzy "eksperci" przestaną Wenezuelczykowi wypominać wsparcie sponsorów, które swojemu zespołowi dostarcza przecież nawet Alonso. Dobre humory będą też mieć w Sauberze z dwoma pewnymi miejscami w Q3.

Do wyścigu nie zakwalifikował się za to Narain Karthikeyan, choć HRT najprawdopodobniej złoży apelację i spróbuje jednak ustawić Hindusa na polach startowych. Jutro będzie ciekawie, bo niemal wszyscy ruszą do wyścigu "krótsi" o jeden komplet miękkich opon z powodu kwalifikacji. Może to faworyzować kierowców z miejsc 8-12, dysponujących przecież szybkimi samochodami. Co każe jeszcze raz zastanowić się nad pomysłami dotyczącymi zmian w formule kwalifikacji, by nie były wyścigami po kukułcze jaja.

czwartek, 3 maja 2012

Żółta kartka dla McLarena

Przewaga, jaką McLaren bez wątpienia posiadał na starcie sezonu 2012, została w popisowy sposób roztrwoniona. W czterech dotychczasowych wyścigach Jenson i Lewis dwukrotnie zajęli pierwszy rząd, tylko raz - w Chinach - nie było w nim żadnego kierowcy McLarena. Tymczasem MP/27 wygrał tylko jeden wyścig i Hamilton właśnie stracił prowadzenie w mistrzostwach na rzecz Vettela. Tuż za plecami Buttona czają się kierowcy Ferrari, Lotusa i Mercedesa. Ta trójka plus Red Bull Racing dały Anglikom po żółtej kartce w Malezji, Chinach i Bahrajnie.

Swoje porażki Macca zawdzięcza nie tylko formie rywali, ale także własnym błędom. Przede wszystkim - mechaników, którzy gładko mówiąc nie zaliczają się ostatnio do ludzi, na których można polegać. Tempo ich pracy zdecydowanie odstaje od konkurencji, przede wszystkim pracującego jak w zegarku Ferrari. Zawodzi także osprzęt, jak choćby słynne nakrętki kół za 1000 euro. W Chinach kosztowały one Buttona być może szansę na zwycięstwo. Hamiltona dopadły ze zdwojoną siłą w Bahrajnie. Stracił ponad piętnaście sekund do zwycięskiego Vettela, a gdyby nie to, spokojnie mógłby walczyć o podium z Markiem Webberem, zamiast dotoczyć się do mety na mizernym, ósmym miejscu.
Błędy popełnione przez tych panów sporo już kosztowały zespół McLarena (Jenson Button, McLaren MP4/27, GP Australii)
Problemem McLarena jest też strategia. Zbyt konserwatywna, mało odważna, już na tym etapie sezonu nastawiona na minimalizowanie strat. To nawet brzmi bez sensu: zespół z najszybszym samochodem nie ryzykuje walki o zwycięstwa, oddając pole konkurentom. Tak było w Chinach i Malezji, gdzie nieco bardziej agresywne podejście do tematu mogłoby pozwolić Jensonowi i Lewisowi może nawet na ściganie się po wygraną.

Przedsezonowe testy i pierwsze wyścigi pokazały, że McLaren dysponuje bardzo udanym i najbardziej uniwersalnym samochodem, ma też najbardziej wyrównany duet kierowców. W tych warunkach tylko jedno zwycięstwo i drugie miejsce wśród konstruktorów po prostu trzeba uznać za niepowodzenie. Tym bardziej dziwi podejście zespołu do trwających właśnie testów w Mugello. McLaren, jako jedyny z całej stawki, wysłał tam rezerwowych kierowców. Button stwierdził zresztą, że to bardzo dobrze, bo i tak nie mają żadnych większych ulepszeń do przetestowania.
Po GP Australii Jenson "witał rywali w 2009", ale zapowiedzi okazały się mocno na wyrost (Jenson Button, McLaren MP4/27, GP Australii)
To zła wróżba na europejską część sezonu, bo podczas gdy Macca zabawia publiczność w Budapeszcie na pokazach F1, Alonso, Vettel, Raikkonen i Schumacher w pocie czoła nabijają testowe kilometry. W dzisiejszej Formule 1 nie ma czegoś takiego jak "niepotrzebne testy". McLaren najwyraźniej czuje się bardzo pewnie, a biorąc pod uwagę osiągane wyniki - nie powinien. Ostatni tytuł w kategorii konstruktorów Anglicy zdobyli czternaście lat temu i jeśli teraz na serio o niego nie zawalczą, nie będą mieli alibi. Bo to oni dadzą się dogonić.