Po niezbyt ciekawym GP Monako i jednostronnych kwalifikacjach w Kanadzie można było obawiać się, czy wyścigi nie staną się znów mniej ciekawe. Nic z tego - Formuła 1 wróciła i jest mniej przewidywalna, niż kiedykolwiek, z (na 99%) pierwszym w historii siódmym zwycięzcą w siódmym kolejnym Grand Prix! Tym razem najlepszy okazał się Lewis Hamilton, który musiał w bezpośredniej walce pokonać Sebastiana Vettela i Fernando Alonso. W samej końcówce do rywalizacji włączyli się jeszcze Grosjean i Perez.
To było kolejne GP stojące pod znakiem taktyki i zużycia opon. Tym bardziej, że asfalt miał temperaturę nawet 40 stopni Celsjusza. O dziwo, w tych warunkach zupełnie nie poradził sobie Jenson Button, za to od samego początku świetnie jechał Hamilton. Nie dość, że po pierwsze nie dał się wyprzedzić Alonso, to jeszcze nie pozwolił uciec Vettelowi. Po pierwszej serii zjazdów (16-19 okrążenie) na pierwsze miejsce awansował jadący najdłużej "Ferdek", ale Hamilton minął go raptem dwie rundy później. I zaczęła się wojna taktyków.
Ferrari koniecznie, ale to koniecznie chciało pojechać tylko na jeden postój. Mniej więcej od 40. okrążenia można było podejrzewać, że podobną taktykę obrał sobie także Red Bull. Na tym samym kółku swoje... pierwsze postoje zaliczyli Raikkonen i startujący z odległej pozycji Perez. Kierowca Saubera miał odegrać istotną rolę w końcówce, podobnie jak jadący cały czas na "średnich" punktach Romain Grosjean. Na razie jednak Hamilton uciekał Alonso i Vettelowi, by na 50. okrążeniu po raz drugi zameldować się w boksie.
Jego strata do liderującego Ferrari wynosiła w tym momencie piętnaście sekund. Alonso i Vettel desperacko próbowali dojechać do mety na jednym komplecie twardych opon, ale McLaren Lewisa "łapał" ich w tempie dobrze ponad sekundy na okrążenie. Gdy na siedem okrążeń przed końcem Hamilton dopadł kierowcę Red Bulla i miał tylko trzy sekundy straty do Alonso, stało się jasne kto wygra GP Kanady. Ekipa Vettela zareagowała natychmiast i zawołała mistrza świata po świeże opony, bicampeon z Oviedo został na torze chcąc utrzymać miejsce na podium.
I tu na scenę wkroczyli Grosjean i Perez. Ci dwaj kierowcy jechali w tempie wprost szalonym, pokazując najlepsze cechy swoich aut. Francuz był tradycyjnie najszybszy w końcówce stintu, na wydawałoby się mocno już zużytych oponach, podczas gdy Meksykanin znów perfekcyjnie zadbał o swój miękki komplet, w ostatnich dziesięciu okrążeniach bijąc rekord za rekordem. Zaraz po tym, jak Hamilton minął bezradnego Alonso, obok walczącego o przyczepność Ferrari śmignęły kolejno bolidy Lotusa i Saubera, a w samej końcówce także... Vettel, który na nieplanowanym postoju ostatecznie wygrał więcej, niż Fernando na desperackiej próbie uniknięcia go.
Klasyfikacja: Hamilton, Grosjean, Perez, Vettel, Alonso, Rosberg, Webber, Raikkonen, Kobayashi, Massa, di Resta, Hulkenberg, Maldonado, Ricciardo, Vergne, Button, Senna, Kovalainen, Pietrow, Pic
Nie ukończyli: Karthikeyan, de la Rosa, Schumacher, Glock