sobota, 10 grudnia 2011

Kłamczuszek Kimi wraca do Formuły


To moja kolejna wyścigowo-blogowa próba, mam nadzieję że bardziej udana i regularna od ostatniej. A teraz przejdźmy do meritum: po trzech latach spędzonych na wygnaniu w Rajdowych Mistrzostwach Świata do Formuły 1 zdecydował się powrócić Kimi Raikkonen - ostatni kierowca, który (w 2007 roku) zdobył tytuł mistrza dla Ferrari w niesamowitym finale sezonu na Interlagos.

Raikkonen dołączył do osieroconego przez Roberta Kubicę zespołu Lotus Renault, co samo w sobie może wskazywać na to, że Francuzi dość mają mglistych zapowiedzi Polaka i jego menadżera odnośnie planowanej daty powrotu i wcale nie muszą być zainteresowani przedłużeniem z nim kontraktu (wygasa wraz z końcem 2011 roku). W końcu Kimi, który z F1 został w praktyce "wygnany" przez Ferrari aby zrobić miejsce dla Fernando Alonso, raczej nie byłby zainteresowany zostaniem w zespole na chwilę, jako dubler mniej utytułowanego kolegi z toru.

Przez dwa lata w WRC "Iceman" schudł, zmienił fryzurę i nawet zaczął trochę się uśmiechać. Przy okazji wyszedł z niego kłamczuszek, bo w wywiadzie dla nowego zespołu zapewniał, że nigdy nie stracił pasji do ścigania w F1. Tymczasem trzy lata wcześniej w rozmowie z Red Bulletinem stwierdził wprost, że rajdy są według niego ciekawsze, bardziej skupione na umiejętnościach kierowcy i mniej "rozpolitykowane", a ewentualne mistrzostwo świata byłoby większym osiągnięciem, niż "scudetto" wywalczone z Ferrari. Mocne słowa.

Może ponowne zadurzenie w Formule to miłość z rozsądku? W rajdach Raikkonen kariery nie zrobił. Jego najlepsze miejsce to piąte w Rajdzie Turcji 2008, ale z aż sześcioma minutami straty do zwycięskiego Loeba i niemal trzema do czwartego Ogiera. Przeważnie plasował się w pierwszej dziesiątce, ale w stawce 12, może 13. regularnych kierowców dysponujących autami WRC nie było to wielkie osiągnięcie. Także licznik wygranych przez Kimiego odcinków specjalnych zatrzymał się na magicznej cyfrze: zero.

Zatem powrót do F1 to dla niego świetna okazja, by na dobre nie zgnuśnieć na szutrach. Kłamczuszek "Iceman" trafia do Lotus Renault w bardzo trudnym momencie dla zespołu. Draka z Kubicą i marny sezon 2011 obnażyły konieczność zatrudnienia kierowcy-lidera, który będzie w stanie wyciągnąć ekipę z kryzysu. Czy Kimi da radę? Rok 2008 pokazał, że charakter "walczaka" i chęć objeżdżania słabości samochodu to niekoniecznie jego mocne strony.

To dlatego Ferrari pozbyło się go bez żalu po tym jak okazało się, że następcą Schumachera w roli lidera zespołu Fin nigdy nie będzie. On zawsze był typem wyluzowanego, miłego człowieka, który w Chinach znudził się czekaniem na restart wyścigu i po prostu opuścił padok jedząc lody, do tego uwielbia blichtr Monako, a nie mając pod sobą wygrywającego bolidu nie daje z siebie przesadnie dużo.

Gdy go ma, potrafi za to być piekielnie szybki i przede wszystkim odporny na presję tak, jak sugeruje jego pseudonim. W sezonie 2012 zobaczymy, czy "człowiek z lodu" dorósł do roli lidera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz