wtorek, 27 marca 2012

GP Malezji na zimno: Jak Sauber gonił króliczka, zamiast go złapać

Podstawowe pytanie większości kibiców F1 po niedzielnym wyścigu brzmi: bardziej wygrał go Alonso, czy przegrał Perez? Meksykanin miał ogromną szansę na odniesienie pierwszego zwycięstwa, której nie wykorzystał z dwóch powodów. Po pierwsze, połakomił się na zbyt szybki atak na bicampeona, zabrakło mu cierpliwości i wyrachowania cechującego kierowców walczących o podium co tydzień. No, może z wyjątkiem Hamiltona. Po drugie, nie pozwoliła mu na to strategia zespołu, która była nastawiona na to, by króliczka gonić, ale niekoniecznie złapać.

GP Malezji pokazało, ile znaczy i ile daje regularna walka o najwyższe cele z punktu widzenia decyzji podejmowanych przez zespół. Mimo, że nie uważam obecnej ekipy Ferrari za mistrzów strategii, mają oni w tej materii o wiele więcej doświadczenia, niż zmagający się w strefie środkowej Sauber. Goście z Hinwill znaleźli się nagle na nieznanej dla siebie pozycji i postawili na ostrożność. Dwukrotnie - na 14. i 40. okrążeniu - opóźnili wymianę opon w aucie Pereza na odpowiednio przejściowe i slicki.
W bezpośredniej walce Pereza i Alonso raz lepszy był Hiszpan, za drugim razem Checo co nieco poniosło
Biorąc pod uwagę okoliczności, czyli stale przesychający tor, oznaczało to oczywiste straty czasowe. Różnica polegała na tym, że już podczas pierwszej ze wspomnianych serii zjazdów Ferrari wiedziało, że dwaj najgroźniejsi gracze - Button i Vettel - są już poza wyścigiem, a pozostały w grze Hamilton oględnie mówiąc nie jest mistrzem jazdy w deszczu. A od połowy dystansu Alonso i jego inżynier, Andrea Stella, zdawali sobie sprawę, że ich jedynym rywalem jest kierowca Saubera, dysponujący lepiej spisującym się bolidem. Zwłaszcza wtedy, kiedy jest sucho.

Co zatem zrobiło Ferrari? Dwukrotnie wyprzedziło taktyczne decyzje rywali, dając w ten sposób przewagę Alonso i maksymalizując swoje szanse na wypracowanie przewagi, zanim Perez złapie "suche" tempo. Oznaczało to podjęcie pewnego ryzyka, zwłaszcza w przypadku wymiany kół na slicki. Ale do tego ryzyka Ferrari jest przyzwyczajone. Ono automatycznie ustawiło się w pozycji do gry o pierwsze miejsce, podczas gdy Sauber - dla którego każde miejsce na podium oznaczało wielki sukces - najpierw upewnił się, że Hamilton i Webber nie stanowią już zagrożenia dla Checo. Tego właśnie potrzebował Alonso. Bezcenne dwie sekundy zarobione przez szybszą wymianę opon na slicki w pewnym sensie dały Perezowi okazję do popełnienia błędu.
Z tą magią to może nie przesadzajmy, ale cały zespół Ferrari uczciwie zapracował na zwycięstwo
Ale trudno tu mówić o taktycznej pomyłce ze strony Saubera. To była świadoma decyzja zespołu, który ostatni raz o zwycięstwo walczył w 2008 roku w Kanadzie. Jeszcze jako BMW, z Kubicą za kierownicą, najgroźniejszymi rywalami poza torem i "ubezpieczającym" ewentualny błąd Polaka Heidfeldem na drugim miejscu. Cztery lata to szmat czasu, dlatego nie dziwi mnie, dlaczego zespół nie chciał za wszelką cenę ryzykować, stwarzając dodatkową presję na wciąż młodego Pereza. Gonienie króliczka to jedno, ale zawsze lepiej mieć tego gołębia w garści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz