wtorek, 28 lutego 2012

HRT i Marussia - naprawdę są aż tak kiepscy?

Nowy Caterham CT-01 - pierwszy z bolidów zaprezentowanych na sezon 2012 - hasał sobie po torach w Jerez i Barcelonie niczym źrebak na łące, zaliczając łącznie około 2,700 testowych kilometrów. Mimo typowych dla wieku szczenięcego problemów z pewnością dał swoim kierowcom możliwość "wjeżdżenia się" i poznania nowej konstrukcji. W tym czasie koledzy eks-Lotusa, inni debiutanci z sezonu 2010 - HRT i Marussia - dalej tkwią w garażach. Dlaczego tak się dzieje, i czy oznacza to kolejny sezon z czterema "lodówkami" z tyłu stawki?

Można złośliwie powiedzieć, że HRT działa tak, jak jeździ - czyli wolniej niż reszta. Ich nowe auto - F112 - początkowo miało być gotowe na drugie testy w Barcelonie. Poddano to w wątpliwość gdy nie przeszło pierwszych testów zderzeniowych, ale teraz wszystkie próby zostały zaliczone i bardzo możliwe, że ekipa do stolicy Katalonii jednak przyjedzie. Byłby to dla nich historyczny, pierwszy przedsezonowy test zaliczony z nowym autem. Do tej pory jeśli jeździli, to zeszłorocznymi.
Białe, "czyste" nadwozie upodabnia testową wersję zeszłorocznego HRT do Brawna BGP-001 - ale na tym koniec analogii
Marussia - dosłownie i w przenośni - rozbiła się o to samo. Zespół poinformował, że ich nowa konstrukcja - MR01 - oblała ostatni z osiemnastu testów zderzeniowych FIA. Tym samym konieczne stało się wycofanie z ostatniego przedsezonowego mityngu. Nowe auto zadebiutuje dopiero w pierwszym wolnym treningu w Australii. W dodatku jednym z nich pojedzie debiutant, Charles Pic, mający na swoim koncie raptem tysiąc testowych kilometrów. Czy te w kółko powtarzające się problemy oznaczają, że obie ekipy są niegodne miejsca w F1 i powinny z niej z hukiem wylecieć? Chyba nie, bo gdy zajrzeć do źródła problemów obu nowicjuszy okaże się, że są one jak najbardziej do rozwiązania.

Podstawowym błędem (wtedy) Virgina okazało się postawienie w 100% na komputery w projektowaniu auta, bez użycia desek kreślarskich i tuneli aerodynamicznych. Coś, co mogło dać ekipie Richarda Bransona wielką przewagę i zrewolucjonizować F1 (koszty, koszty!), okazało się totalną klapą. Ale za samo podjęcie ryzyka trudno ich winić - ten się nie myli, co nic nie robi. Teraz zespół, już z nowymi właścicielami, musi z powrotem "przestawić się" na pracę z użyciem standardowych metod. Sezon 2012 to dla nich tak naprawdę ponowny debiut.
Przed startem sezonu 2012 zespół Virgin pojeździł tylko trochę bolidem z poprzedniego sezonu
Z kolei problemy HRT zdają się wynikać nie tyle ze sfery czysto wyścigowej (zarówno kadra kierowców, jak i inżynierska, są jak najbardziej w porządku - zwłaszcza jak na zespół środka), a raczej organizacyjnej. Dość powiedzieć, że dopiero na początku lutego Hiszpanie wprowadzili się do stałej siedziby w madryckim kompleksie Caja Magica a obecny szef, Luis Perez-Sala, jest już trzecim (po Adrianie Camposie i Colinie Kollesie) głownodowodzącym HRT. Tymczasem aby poważnie myśleć o poszukiwaniu sponsorów i budowaniu pozycji w F1, trzeba przede wszystkim dysponować stabilną organizacją. Bez tego nawet najlepszy kierowca i najzdolniejszy inżynier będą w stanie stworzyć co najwyżej skrzynkę na mydło

Dlatego w 2012 nie ma co spodziewać się cudów po obu zespołach. Będą tam, gdzie są obecnie - z tyłu stawki, walcząc między sobą i zbierając niezbędne doświadczenie. A w międzyczasie rozwiązywać problemy, budować struktury i nawiązywać partnerstwa, które pomogą im wreszcie wykonać wymarzony krok do przodu. Co zresztą tyczy się także i Caterhama, który być może i wysforował się na czoło "nowej" stawki, ale do "starej dziewiątki" wciąż mu sporo brakuje.

Tymczasem wszystkim nienawidziczom HRT, które (poniekąd zasłużenie) zbiera największe cięgi od fanów F1, pozwolę przypomnieć że w 2010 wyprzedzili oni Virgin a w 2011 osiągnęli taki sam najlepszy wynik, jak Caterham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz